poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Seefelder Joch

   Ta wędrówka miała być naszą najbardziej wymagającą i taka była. Nie tylko dlatego, że była to najwyższa góra na jaką weszłam do tej pory samodzielnie w życiu. Nie dlatego, że przez pomyłkę (ah to czytanie map ) wybraliśmy bardziej strome i wymagające podejście. Nie dlatego, że cały dzień byliśmy na Słońcu bez możliwości ukrycia się w cieniu. A dlatego, że się zatrułam. Wiem czym, wiem gdzie, wiem jaką ilością. Już poprzedniego wieczoru trochę dziwnie "burczało" mi w brzuchu ale przecież na tej wyjazd szykowałam się od kilku tygodniu a problemy po przespanej nocy przejdą - nie, nie przeszły a w kolejnych dniach nawet się nasiliły. 

   Do miasteczka Seefeld dojechaliśmy w kilkanaście minut z Mittenwald, pod wejściem na szlak parkingi były darmowe,  prawie puste (o tym, że wyciągi były pozamykane już pisałam). Początek szlaku był prostu, szeroko droga z ostrym podejściem jak to w Austrii bywa. Potem wyczytaliśmy z mapy (źle ) iż mamy się kierować w prawo. Szlak zrobił się wąski na jedną osobę, kamienisty, miejscami dość stromy ale jakoś nie zdziwiło mnie że podczas godziny mijały nas tylko trzy osoby. Przecież to Aply to dość normalne. Jakie było nasze zdziwienie gdy po pewnym czasie doszliśmy do punktu gdzie nasz szlak łączył się z drogą na której zaczynaliśmy wędrókę, ona cały czas tam była a jak się okazało my po prostu szliśmy szlakiem krótszym ale trudniejszym. Chociaż patrząc na to teraz dobrze, że tak się stało bo może i tamten szlak był łatwiejszy ale dłuższy a dwa wracając nie powtarzaliśmy szlaku. 

   Od schroniska (dobra schronisko to nie jest bardziej kompleks sportowy ) Rosshütte na Seefelder Joch biegł zwykły szlak górski szlak ale po co iść szlakiem skoro można iść "na skróty" po zboczu góry. Zboczu które w ciągu lata jest pastwiskiem dla okolicznych zwierząt. Taki sposób wędrówki na szczyt wybrała większość czyli te klika osob które spotkaliśmy.  I tutaj powiem, zbocze było strome, podejście męczące a ja miałam jakieś dziwne bóle brzucha, krótko mówiąc nie było wesoło. 

   Na Seefelder Joch (2060 m.n.p.m) wdrapaliśmy się w godzinach popołudniowych i już zapomniałam o męczącym podejściu, zatruciu i gorącu bo widoki wynagradzały to wszystko. Wiem, że zdjęcia tego nie ukazują ale tam naprawdę było pięknie ! Na miejscu było tylko kilka osób które akurat się opalały więc generalnie cisza i spokój. 
   Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w kierunku Seefelder Spitze (2221 m.n.p.m) ale jakieś 300 metrów od szczytu odpuściłam. I ojejku tak blisko a ja zrezygnowałam? Wejść na sam szczyt może i bym weszła ale z zejściem było by trudniej. Trudno opisać ten mój "lęk wysokości" to raczej temat na inny post. Ale podejście nie było trudne więc każdy "normalny " bez lęków sobie poradzi. Może porównam to do Giewontu. Każdy nawet laik wejdzie ale ja nie bo się boje, czego dokładnie sama nie wiem. Przecież z Kasprowego na Kopę Kondracką też trzeba trochę poskakać po skałach  a dałam radę.  Dodam tylko, że z Seefelder Spitze można dostać się na Reither Spitze (2374 m.n.p.m) ale to jest już przeprawa dla bardziej zaawansowanych. 

Zejście trwało długo ale jak już pisałam, drogą od schroniska (ta którą nie weszliśmy ) była długa. Długa i na Słońcu a my już byliśmy spaleni chociaż wysmarowaliśmy się filtrami do tego dodamy zmęczenie plus moje zatrucie i mamy mieszankę "doskonałą". 

   Dodam jeszcze tylko, że na sam Seefelder Joch można wjechać wyciągiem krzesełkowym z wysokości schroniska o ile działa. Do schroniska można także dojechać albo wyciągiem krzesełkowym bądź czymś na wzór wagonu pociągowego.  Zimą jest to raj dla narciarzy więc tłumy panują tam niemiłosierne a gdy my byliśmy.. . no cóż wszystko pozamykane i kilkanaście osób na szlaku - raj :) 



Widoki z Seefelder Joch






Jak już pisałam wcześniej na Seefelder Spitze się nie wdrapałam ale uważam, że przeszłam dość spory kawałek z Seefelder Joch w kierunku Seefelder Spitze. Jestem z siebie dumna. 



Od tego wyjazdu kijki to nasi nowi przyjaciele w podróży. 



Ostatnie dwa zdjęcia zrobiłam już telefonem gdyż byłam zbyt zmęczona żeby wyciągać aparat z plecaka.